Czy w Łodzi można się najeść za 20 zł?

Czy w Łodzi można się najeść za 20 zł?

W czasach, gdy drożdżówka kosztuje więcej niż bilet do Radomia, a zupa pomidorowa potrafi wyjść drożej niż bilet do kina (i to z 3D i popcornem), postanowiliśmy zrobić coś głupiego, odważnego i pięknego zarazem. Razem z portalem ŚlinkaCieknie.pl zadaliśmy sobie pytanie, które brzmi dziś jak początek legendy miejskiej: Czy da się jeszcze w Łodzi zjeść coś porządnego za mniej niż 20 zł?

Nie chodziło nam o to, żeby udawać, że jesteśmy studentami z portfelem pełnym paragonów i marzeń. Chodziło o sprawdzenie, czy za 20 zł można realnie najeść się tak, żeby nie szukać potem czekoladek po kieszeniach albo nie połykać powietrza jak kaczka na diecie.

Przejrzeliśmy najlepsze restauracje w Łodzi, wyciągnęliśmy kalkulatory i ruszyliśmy w miasto. A to, co odkryliśmy, mogło skończyć się dramatem… ale też momentami przypominało gastro-Oscarowy film z nutą absurdu i wzruszenia.

Epoka taniego jedzenia – mit, czy łódzka legenda?

Pamiętacie jeszcze czasy, kiedy za 20 zł można było kupić najlepszego kebaba w Łodzi, colę, i jeszcze zostało na gumy kulki? My też nie, ale dziadek mówił, że tak było. Dziś 20 zł to cena za "ekstra sos" w niektórych modnych miejscach, a zupa dnia potrafi mieć dopisek "doliczamy 15% za to, że żyjesz".

Ale hej! Łódź to miasto z charakterem. Z blokami, gdzie wszyscy są Twoimi sąsiadami (czy tego chcesz, czy nie), z klimatem industrialnym i sercem bijącym w rytmie trzepaka i taniego kotleta. Więc jeśli gdziekolwiek w Polsce da się jeszcze zjeść za grosze – to właśnie tu. Pytanie tylko: czy da się dobrze?

20 zł – co można za to dostać?

No więc co mamy za dwie dychy?

  • Zestaw marzeń z 2009 roku: zapiekanka z serem, oranżada, kawałek pączka (niekoniecznie cały).
  • Zestaw rzeczywistości 2025: kromka chleba z plastrem ogórka z foodtrucka z certyfikatem slowfood i paragonem dłuższym niż twój PIT.

Okej, trochę przesadzamy. Ale nie bardzo.

Próbowaliśmy różnych podejść. Tu bułka z czymś, tam naleśnik z nadzieją, że będzie podwójny. Szukaliśmy w barach, mleczakach, budkach, zapiekankowych norkach i miejscach, gdzie menu jest napisane długopisem na kartonie. I wiecie co? Znaleźliśmy. Ale trzeba było się nagimnastykować bardziej niż po sylwestrze na czczo.

Taktyka na dwie dychy – czyli jak nie zbankrutować w Łodzi

Pierwsze, czego się nauczyliśmy: zostawcie dumę w domu. Jeśli chcecie zjeść za 20 zł, nie ma miejsca na wybrzydzanie. Zapomnij o bezglutenie, awokado i mleku z migdałów, które były szczęśliwe. Tu gra się twardo.

Kluczowe taktyki:

  1. Menu dnia to twój przyjaciel.
    Jak kelnerka mówi "zupa i drugie za 19,99", nie pytasz, co to za dania. Bierzesz. Zjesz, popłaczesz, przeżyjesz.
  2. Bary mleczne – świątynie taniego gastro.
    Są jeszcze takie miejsca, gdzie 3 pierogi z kapustą i kompot tworzą pełnowartościowy rytuał. Za 17,80. Na stojąco. Z widokiem na tablicę korkową i parasolkę z PRL-u.
  3. Dziel się.
    Zaskakująco dużo dań "na wagę" można ogarnąć z kimś. Bierz pół kilo ziemniaków, a Twój ziomek niech dorzuci pół schabowego. Zróbcie barter. Polska wersja sushi-sharingu.
  4. Poluj na promocje.
    W poniedziałki niektóre miejsca robią zniżki. Dlaczego? Bo mają wyrzuty sumienia po weekendzie. I wtedy nagle zupa kosztuje 5 zł, a naleśnik nie 28 zł, tylko 14. Magia.

Co dostajesz za te pieniądze?

Nie oszukujmy się – to nie będzie kolacja, po której oświadczysz się swojej drugiej połówce (chyba że chcesz zaryzykować). Ale jeśli jesteś głodny i nie masz ochoty iść do banku po kredyt na lunch, 20 zł w Łodzi to wciąż jest jakaś opcja.

Dostajesz:

  • Porcję z nostalgią. Taką jak w stołówce u cioci, tylko z mniejszą łyżką.
  • Atmosferę. Bo nigdzie indziej nie zjesz z widokiem na regał z ketchupem, ceratę z jednorożcem i radio grające przeboje Boysów.
  • Satysfakcję. Bo gdy płacisz rachunek i masz resztę, czujesz się jak zwycięzca „Milionerów”.

Czy da się tanio i dobrze?

Tu wjeżdża kontrowersyjna odpowiedź: DA SIĘ. Ale rzadko.

To trochę jak z polowaniem na czterolistną koniczynę – musisz dobrze wiedzieć, gdzie patrzeć. Niektóre miejsca serio jeszcze próbują robić coś dla ludzi. Są bary, które dalej wierzą w misję: napełnić brzuch, nie portfel właściciela. I za to szacunek.

Ale trzeba zaznaczyć – to nie będzie gastro ekstaza. To nie będą dania z Instagrama. To będzie raczej domowy misz-masz z odrobiną sentymentu i dużą łyżką soli. Może bez ozdób z rukoli, ale z sercem.

Na koniec – co mówią nasze ślinianki?

Czy po tej wyprawie ślinka ciekła?
Szczerze? Trochę tak, trochę nie. Ale najważniejsze – brzuch nie burczał. A to w tych czasach już sukces.

Podsumowując:
Tak, w Łodzi da się jeszcze zjeść za 20 zł. Trzeba się tylko trochę naszukać, mieć odwagę wejść w miejsca, gdzie światło nie zawsze działa, a menu ma więcej skreśleń niż notatki z matmy. Ale nagroda jest słodka – bo smak taniego, uczciwego obiadu w 2025 to jak wygrana w Totka.

A jeśli szukasz konkretnych adresów i zestawów za mniej niż 20 zł, to nie szukaj po omacku – zajrzyj na slinkacieknie.pl 

Bo jedzenie to nie zawsze musi być fine dining. Czasem wystarczy, że nie kończysz dnia z głodem w oczach i długiem na karcie. ??

Inne z tej kategorii:

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Partnerzy